niedziela, 27 maja 2012

Pierwszy manicure totalnie "na szybko"

Dzisiaj przychodzę do Was z mega szybką notką, wybaczcie, że tak rzadko piszę, ale ostatnio cierpię na chroniczny brak czasu :( Chciałam się Wam pochwalić moim, na biegu robionym, malowidłem paznokciowym. Wybaczcie niedociągnięcia, ale niestety, wszystko w biegu. Moje dzisiejsze pazurki prezentują się tak:



A oto lakiery i akcesoria, których używałam:


I jak Wam się podoba moje dzieło? Lubicie takie żywe barwy, czy wolicie raczej stonowane kolory??
Życzę Wam miłego tygodnia :)

niedziela, 20 maja 2012

OCM w pigułce

Zapewne większość z Was doskonale zna tę metodę, ale gdyby znalazł się ktoś, kto o niej słyszy po raz pierwszy to w skrócie wyjaśnię, o co tyle szumu. OCM czyli Oil Cleansing Method to po naszemu metoda oczyszczania twarzy naturalnymi olejami.



Dla kogo ta metoda?
Absolutnie dla każdego. Olej bazowy i ilość rycynowego dobieramy indywidualnie do rodzaju cery, więc każdy znajdzie coś dla siebie. Jedynie osoby z cerą naczynkową powinny uważać, proponuję zamiast gorącej wody używać ciepłej i to powinno rozwiązać problem.Wiele posiadaczek tłustej cery na myśl o ładowaniu kolejnej porcji tłuszczu na twarz zapewne popuka się w czoło. I ja Was rozumiem. Do niedawna sama reagowałam podobnie, zwłaszcza, że jestem posiadaczką bardzo problematycznej buźki. Wątpiących zapraszam na dalsza część moich wypocin, obiecuję, że warto. 

Dlaczego akurat ta metoda?
Dlatego, że jest ona nie tylko naturalna i delikatna, ale i bardzo skuteczna. To nie jest żadna magia, to po prostu nauka: tłuszcz rozpuszcza tłuszcz, każdy to wie. Olej rycynowy jest bardzo podobny do ludzkiego sebum, stąd jego skuteczność. Dzięki tej metodzie unikamy detergentów, które wysuszają skórę i niszczą warstwę lipidową. Warstwa lipidowa jest naszej skórze niezbędna, chroni ją przed szkodliwym działaniem
czynników środowiskowych, wnikaniem bakterii, wirusów i grzybów oraz przed utratą wody. Skóra pozbawiona tej warstwy zaczyna jak szalona produkować sebum i mamy katastrofę. A oleje naszej buzi nie szkodzą, one ja pielęgnują.
Dzięki tej metodzie możemy się pozbyć zaskórników, skóra staje się gładka, przestaje się przetłuszczać oraz odzyskuje zdrowy, jednolity kolor. Jako że rzęsy kochają rycynę, po takim oczyszczaniu stają się one ciemniejsze, grubsze i zdrowsze. W moim przypadku już po 10! dniach było widać różnicę! No i cenowo wychodzi bardzo korzystnie: niektóre oleje są drogie, ale starczają na bardzo długo i na pewno wyjdą taniej niż żele do mycia twarzy, peelingi i cała reszta, która nie daje tak spektakularnych efektów.


Czego potrzebujemy:
1. Oleju rycynowego
2. Oleju bazowego (i tu dowolność: oliwa z oliwek, olej z pestek winogron, słonecznikowy, lniany, oliwka Baydream, Hipp, olejki Alterra itd, zależy co nasza skóra lubi najbardziej)
3. Ściereczki z mikrofibry (ew ściereczki muślinowej)
4. Gorącej i zimnej wody
5. Dobrych chęci

I co z tym zrobić?
Na początek sporządzamy miksturę myjącą. Zasada jest taka, że im bardziej suchą mamy skórę twarzy, tym mniej oleju rycynowego dajemy. I tak:
Skóra sucha: 10% oleju rycynowego + 90% oleju bazowego
Skóra normalna i mieszana: 20% oleju rycynowego + 80% oleju bazowego
Skóra tłusta: 30% oleju rycynowego + 70% oleju bazowego
Jednak proporcje idealne dla naszej skóry znajdziemy metodą prób i błędów. Jeżeli mieszanka nas za bardzo przesusza to dodajemy więcej oleju bazowego. Oleje można oczywiście dowolnie mieszać, jednak na początek proponuję jak najprostsze mieszanki, lub tylko jeden olej plus olej rycynowy, wtedy łatwiej stwierdzić, który olej nam służy, a który niekoniecznie.

Jak wygląda rytuał oczyszczania:
1. Porcję oleju nakładamy na nieoczyszczoną wcześniej twarz ( z makijażem itp), ja czasem robię najpierw demakijaż oczu, jednak nie zawsze. Delikatnie masujemy
2. Ściereczkę moczymy w gorącej wodzie (ale nie wrzącej jak podają niektóre źródła) i przykładamy do naolejowanej twarzy. Pozwala to na otwarcie porów, z których wypływa łój wraz z zanieczyszczeniami. Czekamy aż ściereczka wystygnie, czynność tę powtarzamy 2/3 razy.
3. Ścieramy dokładnie, ale delikatnie resztki oleju tą samą ściereczką
4. Przykładamy do twarzy ściereczkę zamoczoną w zimnej wodzie, w celu zamknięcia porów.

I tyle. Opis długi, jednak samo wykonanie banalnie proste i po kilku razach dochodzimy do takiej wprawy, że staje się to dla nas czynnością tak prozaiczną jak mycie zębów. A efekty przechodzą najśmielsze oczekiwania. Jeżeli macie jakieś pytania, piszcie, chętnie odpowiem, a w następnej notce postaram się opisać jak to wygląda u mnie i jakie modyfikacje OCM świetnie się u mnie sprawdzają.

Ciekawa jestem które z Was stosują tę metodę. Jesteście zadowolone? Jakie efekty?


 

poniedziałek, 14 maja 2012

Recenzja: BingoSPA, Maska do włosów z ekstraktem z drożdży + mobilne KWC

Jakiś czas temu, podczas buszowania po sklepie zielarskim w oczy rzuciło mi się kilka pojemniczków z logo BingoSPA. Naczytałam się swego czasu o tych maseczkach dość dużo, a ściślej dużo dobrego, więc postanowiłam zakupić jedną. Na mojej liście życzeń znajdowały się inne maseczki, ale ich akurat nie było, więc wzięłam tę. Tym bardziej, że wtedy zaczynałam swój drożdżowy, pomyślałam, czemu by nie uderzyć w problem też od zewnątrz? Maseczki używam prawie miesiąc, więc już coś mogę na jej temat powiedzieć.


Opakowanie: standardowy, zakręcany słoiczek o pojemności 500 g, wygodny jeśli chodzi o wyjmowanie maski ze środka. Duży plus za plastikowe, przezroczyste wieczko, które nakładamy na pojemniczek przed zakręceniem - maska przeszła próbę bojową, stawiałam ją pod różnym kątem, bokiem, do góry nogami (no dobra, do góry dnem) i kompletnie nic się nie wylało. Wniosek: maska może jechać ze mną na wakacje, jeśli będzie potrzebna i wiem, że po otwarciu walizki znajdę ją tam, gdzie być powinna, a nie na moich swetrach i sukienkach.

Skład: sporo ekstraktów (z rozmarynu, który kocham, dość wysoko), alkohol i parabeny pod koniec składu na szczęście (tak wiem, zło okrutne, ale czasem więcej świństw mamy w pożywieniu niż w tej masce :P) a co do reszty to oceńcie sami:



Zapach: Słodki, chemiczny jakby, ale mi się podoba. Zostaje na włosach po umyciu, ale nie na długo niestety.

Konsystencja: nie jest płynna, ale z mokrej dłoni czasem może się zsunąć, więc trzeba uważać. Po wsmarowaniu we włosy nie spływa, no chyba, że zastosujemy cały słoik na raz ;) Wystarczy mała ilość, więc produkt bardzo wydajny.

Cena: Ja zapłaciłam za nią 13,50 zł

Moja opinia: Uwielbiam - tak określiłabym ją, gdybym miała się zmieścić w jednym słowie. Po użyciu maski (producent zaleca trzymanie jej na włosach 5 min, ja zazwyczaj trzymam dłużej, podczas wylegiwania się w wannie) włosy są śliskie mimo braku silikonów, sprężyste, pełne życia, bardzo błyszczące. Uwielbiam je dotykać, co brzmi może jak samouwielbienie, ale ideą mojego bloga jest szczerość, chciałyście to macie ;). Włosy są po prostu cudowne i co najważniejsze - nie są absolutnie obciążone. A moje skłonność do przetłuszczania się mają i to dużą. A maska nie tylko nie obciąża, ale (przynajmniej w moim odczuciu) przedłuża świeżość minimum o kilka godzin, za co ją wielbię i chyba nawet ją kupię z tej miłości znów, jak tylko się skończy. A w moim przypadku kupno kosmetyku dwa lub więcej razy to zazwyczaj komplement. Maskę nakładam też na skalp i zero podrażnień.  Bardzo polecam, moim zdaniem jakość w stosunku do ceny jest niesamowita, ale cicho, bo się producent naczyta i ceny podniesie :D

A na zakończenie podzielę się z Wami moim bukietem. Nie wiem jak Wam, ale mi kwiaty zawsze poprawiają humor :)  

Jak Wam się podobają? Lubicie mieć w domu świeże kwiaty? No i przede wszystkim co myślicie o maskach BingoSPA? Miałyście tę konkretną, czy może polecacie jakąś inną?

czwartek, 10 maja 2012

Włosy rosną jak na drożdżach - wreszcie koniec.


Po przeczytaniu notki Anwen postanowiłam dołączyć do akcji "Włosy rosną jak na drożdżach". Dokładnie miesiąc temu wypiłam pierwszy kubek drożdżowej mikstury. Najpierw próbowałam pić grzybki (1/4 kostki) zalane tylko wrzątkiem, ale smak był tak ohydny, że zaczęłam wymyślać co raz to nowe mikstury, żeby się to dało przełknąć. I tak po kilkunastu dniach kombinowania odkryłam, że najbardziej znośne są drożdże Babuni, uprzednio oczywiście niehumanitarnie uśmiercone, rozcieńczone sokiem kaktusowym z biedronki, lub domowym sokiem malinowym. Przygotowany w ten sposób specyfik nie był smaczny, ale był na tyle znośny, że nie wyzywałam nad każdą szklanką ;) Poza tym tłumaczyłam sobie, że to jak lekarstwo - ma pomagać, a nie smakować.

No i tak się męczyłam miesiąc, czekając na cudowne efekty, które w moim przypadku niestety nie nadeszły/

I tak:

1. Przyrost: 1,5 cm (długość całkowita włosów z 40 cm na 41,5 cm, pasemko kontrolne z 16 na 17,5 cm)
2. Baby hair: jest ich ciut więcej, ale jednocześnie z drożdżami piłam skrzypokrzywę, więc ciężko stwierdzić, po czym te bejbiki się pojawiły
3. Przetłuszczanie: niestety, nie zauważyłam różnicy, chociaż bardzo, ale to bardzo chciałam ją dostrzec ;)
4. Cera: stan się znacząco nie pogorszył, nie zanotowałam jakiegoś wielkiego wysypu, ale pojedyncze niespodzianki wyskakiwał przez cały miesiąc. 
5. Paznokcie: i tu katastrofa. O ile wcześniej na CP się wzmocniły i nawet je jako tako odhodowałam, tak po odstawieniu CP (zamiast CP zaczęłam pić drożdże) wszystkie się posypały. Tzn może ze dwa się uchowały, ale i tak musiałam je skrócić, skoro reszta się połamała :(

Jak widać powyżej, drożdże mi obecnie nie służą. Przyrost mocno przeciętny, stan facjaty się wizualnie nie poprawił (co dziwne, bo drożdże aplikowane zewnętrznie w formie maseczki działają na moją skórę wspaniale), paznokcie się pogorszyły, jednym słowem w moim przypadku niewypał. Ale nie skreślam tej kuracji całkowicie, ponieważ mam pewne podejrzenia, że jakieś problemy zdrowotne  (jeszcze nie zdiagnozowane, jutro pierwsza z serii wycieczek po gabinetach lekarskich ;/) mogą się przyczyniać do problemów z cerą, włosami, pazurkami i ogólnie całym ciałem. Dlatego jak już będę miała wyniki badań i okaże się, że ze mną wszystko w porządku - dopiero wtedy zacznę marudzić, że drożdże są bee. Być może za miesiąc, dwa kurację powtórzę, może wtedy efekty mnie zaskoczą. Póki co pokornie wracam do CP i do tego albo wcierkę jakąś dorzucę, albo suplementy (tylko jakie, Mega Krzem? Wyciąg ze skrzypu?)

Brałyście udział w akcji?? Jakie efekty u Was?


poniedziałek, 7 maja 2012

L`Oreal, Volume Million Lashes Mascara - Recenzja

Długo zastanawiałam się, co zrecenzować jako pierwsze, bo tyle rzeczy mam Wam do pokazania. Po krótkim zastanowieniu wybór padł na tusz do rzęs, jeden z kilku jaki posiadam, ale jeden z niewielu, który kupiłam aż dwa razy. I bynajmniej nie dlatego, że aż tak bardzo mnie zachwycił, ale zacznijmy od początku.

Co obiecuje producent?

Nowa generacja mascar stworzona została, aby uzyskać efekt objętości miliona rzęs. Rzęsy 3 x grubsze, jak zwielokrotnione. L'oreal Paris na nowo definiuje pojęcie objętości rzęs. Precyzyjna ekstraobjętość każdej rzęsy, bez grudek. Cudownie gęsty tusz bosko powiększa wachlarz Twoich rzęs. Teraz Twoje rzęsy będą wyglądały jakby były ich miliony! Nowa mascara zapewnia idealną aplikację tuszu bez zbędnego obciążania rzęs. Dzięki unikalnemu połączeniu dwóch atutów: - szczoteczki milionizer - precyzyjnemu dozownikowi Twoje rzęsy będą wyglądały jakby było ich miliony. Szczoteczka milionizer - niezwykle gęsta, elastomerowa szczoteczka dla efektu miliona rzęs. Wszystkie rzęsy są natychmiast rozdzielone, a ich objętość widocznie zwiększona. Precyzyjny dozownik - optymalna ilość tuszu, bez nadmiaru, bez grudek, dla zapewnienia ekstraobjętości rzęs.




Kilka ogólników:
Ładne, eleganckie, złoto - czarne opakowanie skrywa w sobie silikonową szczoteczkę oraz 9 ml tuszu. Całkiem sporo, biorąc pod uwagę zasychanie zawartości po ok 3 miesiącach. Szczoteczka pokaźnych rozmiarów, ja ją lubię, jednak trzeba się do niej przyzwyczaić, na początku może przyczynić się do umazania tuszem górnej powieki, co w makijażu nie jest zbyt pożądane. Ale trening czyni mistrza. Konsystencja w sam raz, jednak z tą ilością maskary nabieranej na szczoteczkę różnie bywa. Niby jest ten precyzyjny dozownik, ale w moim odczuciu raz działa, raz nie działa, generalnie chusteczka do zbierania nadmiaru maskary jest wskazana. O zapachu nie ma się co rozpisywać, wszak tusz to nie perfumy. Ale nosa mi nie urwało, powiedziałabym nawet, że zapach ma całkiem przyjemny (pytanie tylko kto i po co wącha maskary - ja tylko na potrzeby recenzji ;P). Zmywa się bez problemu, w zasadzie nie bardzo jest co zmywać, ale o tym za chwilę. No i cena. Ok 50 zł, czyli najtańszy nie jest.


Czy obietnice zostały spełnione?
Po części tak.  Tuszem faktycznie można wyczarować mega firanę rzęs i mówię to ja, kobieta do bólu wybredna jeśli o efekt pogrubienia chodzi. Przy kilku warstwach efekt sztucznych rzęs gwarantowany. Przy odrobinie chęci z naszej strony rzęs jest nie tylko dużo, są też grube, czarne i ładnie rozczesane. Jeśli o efekt chodzi, jest to chyba jedna z moim najlepszych maskar, o ile nie najlepsza. Ale, że zawsze musi być jakieś ale, to i w tym przypadku jest się do czego przyczepić. No więc czepiam się, bo tusz po 4 godzinach od nałożenia pakuje manatki i zaczyna wędrówki po okolicy. Okolicą są powieki (dola i górna, jemu bez różnicy), policzki i co tam się jeszcze nawinie. Słowem tusz się kruszy niemiłosiernie, a osypuje się jeszcze bardziej. Jak już wspomniałam, nie bardzo jest co zmywać, bo zanim po 8 godzinach pracy wrócę do domu, to na rzęsach niewiele go już zostaje. Niby plus taki, że zaoszczędzimy na płynach do demakijażu, ale do mnie to jakoś nie przemawia. Skoro tak narzekam, to po co kupiłam drugie opakowanie? Bo miałam cichą nadzieję, że może ten pierwszy był stary, może słabsza partia, może źle trafiłam. Dałam mu drugą szansę i niestety zawiodłam się. Przy pierwszej buteleczce był efekt pandy po kilku godz od nałożenia i przy drugiej niestety miałam powtórkę z rozrywki. A szkoda, bo efekt pogrubienia na prawdę jest widoczny już przy jednej warstwie.






Reasumując: nie polecam, nie polecam, no chyba, że ktoś tusz na rzęsach nosi tylko 2 godziny dziennie. Ja nie kupię ponownie, będę szukała podobnego efektu przy większej trwałości.



Używała go któraś z Was? Jakie jest Wasze zdanie? A może macie jakieś inne swoje ulubione tusze?

sobota, 5 maja 2012

TAG Wiem co jem + moje nowe skarby

Dziękuję bardzo dark_lady oraz Eve za otagowanie mnie :*


Zasady:
1. Napisz, kto Cię otagował i przedstaw zasady
2. Zamieść banner i odpowiedz na pytania
3. Otaguj kolejne 5 osób :)
 
1. Czy uważasz, że odżywiasz się zdrowo?
Niestety nie do końca. Staram się jak mogę, wybieram zdrowe produkty, ale czasem zdarzają się fast-foody i, o zgrozo, zupki chińskie (wiem, wiem tragedia)
2. Czy zwracasz uwagę na skład produktów spożywczych? Jeśli tak, to jakich składników unikasz?
Tak. Im  bardziej świadomym konsumentem się staję (nie tylko w kwestii kosmetyków), tym większą uwagę zwracam na to, co ląduje w moim koszyku. Unikam konserwantów, chociaż to ciężkie zadanie, substancji uznawanych jako rakotwórcze itp
3. Jesz dużo owoców i warzyw?
Staram się przemycać je do każdego dania. Ponieważ z owocami różnie bywało, ostatnio zaczęłam wyciskać soki i  ten sposób bardzo mi odpowiada
4. Czy kiedykolwiek się odchudzałaś? Na jakiej diecie? Zamierzasz się odchudzać w przyszłości? 
Jeżeli nawet miałam epizody, których myślą przewodnią było "muszę schudnąć", to nie stosowałam żadnej diety, po prostu zaczynałam bardzo zdrowo się odżywiać, unikałam chipsów, fast-foodów i innych niezdrowych, tuczących rzeczy.
5. Czy czujesz się dobrze w swoim ciele?
Hmmmm, może być ;)
6. Jaka jest twoja ulubiona potrawa?
Za dużo tego jest, ciężko mi wybrać jedną jedyną :)
7. Czy lubisz gotować? 
Uwielbiam. Bardzo często eksperymentuję w kuchni i na szczęście po tych eksperymentach jeszcze nikt nie zszedł ;)
8. Co chciałabyś wyeliminować z diety, a co do niej wprowadzić i dlaczego?
Chciałabym wyeliminować "śmieciowe jedzenie", które nie daje nam nic prócz wstrętnych kalorii. I nie tyle wprowadzić, co zamienić zwykłe makarony i mąkę na te z pełnego ziarna
9. Czego nie możesz przełknąć a co mogłabyś jeść cały czas?
Nie przełknęłabym czerniny, ozorów, płucek, móżdżku i innych dziwacznych części ciała. A co mogłabym jeść cały czas? Zupy na bazie różnych warzyw, pomelo i arbuza
10.Ile posiłków jesz dziennie?
4 -5
11.Wypijasz odpowiednią ilość wody? ( min. 8 szklanek dziennie) ?
Czystej wody wypijam ok 2 szklanek, ale piję dużo herbaty (przede wszystkim zielonej), soków i ziół.
Na dokładkę możecie polecić jakiś zdrowy prosty przepis, przekąskę czy coś w tym stylu :)
Krem z rzeżuchy, ostatnio gości u mnie bardzo często. Do wywaru z warzyw (ulubionych) wrzucamy pokrojone w kostkę ziemniaki, nieco startej na tarce marchewki i pietruszki. Ja często dorzucam jeszcze kilka półplasterków pora. Gotujemy, aż ziemniaki będą miękkie. Jak zupa nieco przestygnie, wrzucamy rzeżuchę i blendujemy. Zupy nie doprowadzamy już do wrzenia. Można dodać kilka kropelek oliwy z oliwek, ja do przestudzonej zupy, już na talerzu dodaję olej lniany.  
 
Taguję:
 

 A na koniec muszę się pochwalić skarbami, które przywędrowały do mnie od siempre-la-belleza, dziękuję Ci Kochana bardzo :*
 
Co o nich myślicie? Używała któraś z Was tych cudeniek? Ja zabieram się za testowanie.  

piątek, 4 maja 2012

Nelisiowy sposób na upały


Majowy weekend zaskoczył nas piękną pogodą. Dla jednych była ona idealna, innym dała się mocno we znaki, wszak bywają i tacy, którzy upałów nie lubią (jak ja :D). Ale że większego wpływu na temperaturę za oknem (i w domu) nie mamy, musimy nauczyć się jak sobie z upałem poradzić.
Dawno dawno temu, kiedy myłam się wszystkim tym, co mi w ręce wpadło, bazując na reklamach w TV i na obietnicach producenta, trafił mi się szampon Head & Shoulders z mentolem. Było wtedy strasznie gorąco, więc zakochałam się od pierwszego mycia w efekcie maksymalnego schłodzenia skóry głowy. Później zmieniłam szampon i o całej sprawie zapomniałam aż do dnia, kiedy to mój TŻ przyniósł do domu to „cudo”. Pomyślałam, fajnie, przypomnę sobie stare dobre czasy. Ale że wtedy już jakieś tam niewielkie pojęcie o składach miałam, po przeczytaniu INCI z obrzydzeniem odłożyłam szampon na półkę. SLS, SLES, silikony, aż byłam w szoku ile można napchać świństw do takiej małej butelki. Jednak efekt chłodzenia nie dawał mi spokoju. Podczas zakupów w aptece wpadłam na pomysł nabycie olejku miętowego z nadzieją, że może da choć odrobinę podobny efekt. I co? TO był zdecydowanie strzał w dziesiątkę!

 Zdjęcie pochodzi ze strony doz.pl

O magicznych właściwościach olejków eterycznych będzie oddzielny post, jednak tak bardzo ogólnie wspomnę, że w skład olejku z mięty pieprzowej wchodzi m.in. mentol, który oddziałując na receptory zimna wywołuje uczucie chłodu. Poza tym olejek ma właściwości przeciwbólowe, przeciwświądowe i kojące.
Początkowo olejku miałam dodać do żelu pod prysznic, jednak zaczęłam od szamponu. Do swojej standardowej porcji Babydream dodałam dwie kropelki olejku i już podczas mycia pojawiło się to cudowne uczucie, zostawiłam szampon z olejkiem na kilkanaście sekund i efekt się zdecydowanie spotęgował. A przy spłukiwaniu szamponu w włosów, spływająca piana schłodziła też resztę ciała, więc już odpuściłam sobie dodawanie do żelu pod prysznic, bo bałam się, że będzie mi zbyt zimno ;) Cudowne uczucie, polecam wszystkim tym, którzy szukają orzeźwienia podczas upałów. U mnie nie wystąpiły żadne podrażnienia, jednak osoby o wrażliwej skórze muszą uważać.

A Wy jakie macie sposoby na przetrwanie fali upałów?

Mój pierwszy TAG

Zostałam otamowana przez Semper Femina, za co bardzo dziękuję :)



Zasady:
1. Po przeczytaniu 11 pytań zadanych przez Tagera, odpowiadamy na wszystkie na swoim blogu.
2. Następnie wybierasz 11 osób,które tagujesz i zamieszczasz linki do nich.
3. Tworzysz 11 nowych pytań, na które będą musiały odpowiedzieć osoby otagowane.
4. Powiadom osoby przez ciebie wybrane ze zostały otagowane.
5. Daj taga osobom , które jeszcze go nie miały.

Pytania od Semper Femina:

1. Używasz kremu pod makijaż?
Tak, aczkolwiek nieregularnie. Czasami po użyciu toniku / hydrolitu moja twarz czuje się na tyle dobrze, że nie nakładam już kremu. Pewnie by się to zmieniło, gdybym znalazła swój KWC J
2. Skąd pomysł na nazwę bloga?
To jedno z moich pseudonimów, którego historia jest dość długa. Powiem tylko, że pseudo „wyjściowe” to Nel, a cała reszta to kombinacje wymyślane przez moich znajomych ;)
3. Regularnie kremujesz wieczorem stopy?
Nie, u mnie w ogóle występuje dziwny problem z systematycznością;)
4. Jakie są Twoje inne pasje, poza tą związaną z kosmetykami?
Uwielbiam czytać, kocham zwierzęta i kocham się nimi zajmować. Poza tym mam dość nietypowe zainteresowania. Pasjonuje mnie psychologia, kryminologia, wiktymologia i kryminalistyka.
5. Czy stanowi dla Ciebie problem wyjście z domu bez makijażu?
To zależy od stanu mojej cery. Jeśli nie ma akurat gorszych dni, to wyjście z domu bez makijażu nie jest dla mnie żadnym problemem. Jeśli jednak wyskoczy mi kilka niespodzianek, to w trosce o zdrowie psychiczne innych ludzi wolę użyć chociażby korektora czy podkładu.
6. Chodzisz regularnie do kosmetyczki? Jeśli tak, to na jaki zabieg?
Nie chodzę. Staram się w domowym zaciszu fundować sobie relaksujące zabiegi.
7. Myjesz włosy samą odżywką?
Nie, ale może kiedyś spróbuję
8. Uprawiasz regularnie jakiś sport?
Nie. Lubię jazdę na rowerze, na rolkach, uwielbiam też pływać, ale nie robię tego regularnie, niestety.
9. Kiedy zaczęłaś się malować?
Baaardzo dawno temu. Nawet nie pamiętam dokładnie kiedy, ale moja mama uważała, że jest na to stanowczo za wcześnie ;)
10. Zdecydowałabyś się na operację plastyczną?
Nie, jestem zdecydowaną przeciwniczką operacji plastycznych.
11. Jesteś/zamierzasz być zawodowo związana z przemysłem kosmetycznym?
Nie sądzę, chociaż żeby mieć bardziej profesjonalne podejście do tematu planuję wybrać się do studium kosmetycznego, póki co na własny użytek, nie w celach zarobkowych.


Moje pytania:

1.   Najgorszy kosmetyk, jaki kiedykolwiek miałaś  
2.   Czy Twój partner / partnerka / znajomi często oglądają Cię bez makijażu?
3.      Wolisz szybki prysznic czy długą relaksującą kąpiel?
4.      Stosujesz metodę OCM?
5.      Twoje ukochane oleje
6.      Wolisz kosmetyki drogeryjne / apteczne  czy raczej robione własnoręcznie?
7.      Wolisz makijaż delikatny czy rzucający się w oczy?
8.      Studiujesz czy pracujesz? Satysfakcjonuje Cię to, co robisz?
9.      Farbujesz włosy? Jeśli tak, to czym?
10.  Użyczasz kremów BB?
11.  Wolisz zakupy stacjonarne czy buszowanie w sieci?


Taguję: